Niedawno przeczytałem najnowszą książkę Radka Kotarskiego pt. “Włam się do mózgu”. Książka wydała mi się szczególnie interesująca, ponieważ przedstawia różne metody i sposoby na to, jak samodzielnie uczyć się nowych rzeczy. W dodatku autor postanowił przetestować wszystkie sposoby na sobie i nauczył się języka szwedzkiego od zera do poziomu średnio zaawansowanego w niespełna pół roku. Więcej na temat przebiegu całego wyzwania oraz historii powstania książki można dowiedzieć się z poniższego filmu.
W sieci ukazało się dużo entuzjastycznych oraz bardzo pozytywnych recenzji “Włam się do mózgu”. Nie dziwię się, ponieważ książka jest naprawdę świetnie wydana. Radek Kotarski w bardzo przystępny sposób “przetłumaczył” książki oraz publikacje naukowe na język zrozumiały dla zwykłego czytelnika. Jednak w miarę lektury zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście jest to książka na temat uczenia się?
Zacznijmy od bardzo ważnego pytania - czym właściwie jest uczenie się? Według wielu definicji uczenie się jest procesem, w ramach którego przyswajamy nową wiedzę (zapamiętujemy informacje) oraz nabywamy nowe umiejętności (potrafimy wykorzystać wiedzę w praktyce), które wywołują trwałą zmianę w naszym zachowaniu.
Na samym początku “Włam się do mózgu” autor wprost definiuje, czym jest kodowanie (proces trwałego zapamiętywania). Ten termin jest stosowany wymiennie z takimi określeniami jak uczenie się, przyswajanie informacji, nauka. Moim zdaniem jest to nie do końca dobre założenie, ponieważ uważam, że zapamiętywanie informacji nie sprawi, że automatycznie się czegoś nauczyliśmy. Dlatego też postanowiłem napisać ten artykuł jako “uzupełnienie” niektórych wątków które pojawiły się w książce. Nie jestem psychologiem, pedagogiem, kognitywistą, czy behawiorystą, ale chciałbym zderzyć informacje zawarte w tej książce z moimi doświadczeniami oraz punktem widzenia praktyka, który na co dzień ma do czynienia z uczeniem dzieci, młodzieży oraz dorosłych.
W książce trochę między wierszami został opisany model uczenia się, który od lat obowiązuje w polskiej szkole. Chciałbym ten temat trochę bardziej rozwinąć. Obecnie nauczanie odbywa się w tzw. modelu transmisyjnym. Według tego modelu nauczyciel jest osobą, która posiada niezbędną wiedzę oraz umiejętności. Natomiast uczniowie są traktowani jak puste naczynia, które należy wypełnić wiedzą. Podczas lekcji wiedza z głowy nauczyciela jest “przelewana” do głów uczniów. Stąd też większość lekcji (ale też zajęć na studiach) opiera się na wykładach, prezentacjach, prelekcjach, pokazach, etc. Radek słusznie zauważa w swojej książce, że większość nauczycieli skupia się na tym elemencie, który jest tylko częścią całego procesu uczenia.
Ta metoda jest powszechnie stosowana od setek lat i ciągle ma się dobrze. Gdybyśmy teleportowali nauczyciela matematyki z XVII w, to z powodzeniem mógłby z marszu poprowadzić lekcje we współczesnej szkole. Ten model powstał dlatego, że dawno temu dostęp do wiedzy był bardzo ograniczony. Albo mogliśmy kupić książkę, która kosztowała majątek, albo mogliśmy chodzić na wykłady i “korzystać” z wiedzy nauczyciela. Dzisiaj dostęp do najlepszej wiedzy jest darmowy i niemal natychmiastowy, a wciąż korzystamy z tego samego modelu nauczania.
Dodatkowo taki sposób uczenia działa bardzo destrukcyjnie na podejście uczniów do nauki. Od dawna obserwuję bardzo zły wpływ takiego modelu na wrodzoną ciekawość dzieci. Kiedy przejdziemy się do przedszkola, czy wczesnej podstawówki, to zobaczymy dzieci, które są ciekawe świata, lubią dowiadywać się nowych rzeczy, zadają mnóstwo pytań i bardzo lubią chodzić do szkoły, czy przedszkola. Z moich obserwacji wynika, że w wieku ok. 11–13 lat coś zaczyna się dziać. Uczniowie zadają coraz mniej pytań, nie chodzą tak ochoczo do szkoły i gdzieś po cichu ginie ich wrodzona ciekawość świata. Po części winę za to ponosi stosowanie transmisyjnego modelu nauczania, który nie przewiduje, że uczeń sam może się uczyć.
Dlatego dla zdecydowanej większości nauka jest procesem pasywnym, w którym to nauczyciel (ale też wykładowca, szkoleniowiec, rodzic, pracodawca) ma nas nauczyć, a my mamy biernie poddać się całemu procesowi i w magiczny sposób się czegoś nowego nauczymy. Niestety tak to nie działa, ponieważ nauczyciel nie naucza, tylko uczeń uczy się samodzielnie.
W opozycji do modelu transmisyjnego stoi model konstruktywistyczny. Według tego modelu, to uczeń jest aktywnym uczestnikiem procesu uczenia się i samodzielnie buduje model nowej wiedzy w swojej głowie na bazie swoich wcześniejszych doświadczeń (stąd konstruktywizm od konstruowania wiedzy). W tym modelu nauczyciel pełni bardzo ważną rolę przewodnika, który ma pomóc uczniowi zbudować swój model rozumienia konkretnego zagadnienia. Na pewno każdy z nas przeżył przynajmniej raz w życiu tzw. “aha moment”, kiedy nagle coś zrozumieliśmy i wszystko stało się jasne. Według filozofii konstruktywizmu właśnie w tej chwili zbudowaliśmy w naszej głowie swój model tłumaczący dane zagadnienie. Właśnie dzięki temu uczymy się nowych rzeczy, a nie jesteśmy ich biernie nauczani. To jest fundamentalna zmiana w podejściu do uczenia się.
Bardzo często model konstruktywistyczny łączy się z różnymi metodami, które można określić jako “uczenie się poprzez działanie” (ang. learning by doing). Do takich metod można zaliczyć tworzenie i przeprowadzanie eksperymentów, pracę nad różnymi projektami konstruktorskimi, czy rozwiązywanie złożonych problemów, które nie mają jedynej słusznej odpowiedzi.
Model konstruktywistyczny jak sama nazwa wskazuje jest jedynie modelem/teorią, a modeli uczenia się jest bardzo dużo. Jednak osobiście uważam na bazie moich doświadczeń, że taki sposób uczenia daje znakomite efekty. Wielokrotnie byłem świadkiem, kiedy uczniowie pracując metodami konstruktywistycznymi ze zdumieniem odkrywali, że jednak coś potrafią i są w stanie zrozumieć różne zagadnienia. Sam zresztą wykorzystuję to podejście od bardzo dawna i nauczyłem się samodzielnie naprawdę wielu rzeczy.
Wracając do książki “Włam się do mózgu”, to koncentruje się ona przede wszystkim na metodach zapamiętywania informacji, które są tylko częścią procesu uczenia. Na przykład to, że zapamiętamy całą tablicę wzorów matematycznych, nie sprawi, że będziemy potrafili je wykorzystać w odpowiednim momencie. Jednak w książce znajdują się metody, które wpisują się jak najbardziej w konstruktywistyczne założenia. Są to metody:
- Terminatora
- Testu zderzeniowego
- Majstersztyku
- Walenia
- Nauczyciela
W ramach tych metod jesteśmy po części zmuszeni do przetworzenia nowych informacji i zrozumienia ich na swój sposób. Weźmy na przykład metodę nauczyciela. Nie od dziś wiadomo, że uczenie kogoś jest jedną z najefektywniejszych metod uczenia się. Zanim komuś wytłumaczymy pewne zagadnienie, to musimy je najpierw zrozumieć (czyli zbudować model w swojej głowie). Taka sytuacja wymusza na nas poukładanie sobie wszystkich informacji i dzięki temu możemy je wytłumaczyć drugiej osobie. Również tworzenie ściąg działa w bardzo podobny sposób. Pamiętam, jak moi nauczyciele mówili mi, żeby robić ściągi, ale z nich oczywiście potem nie korzystać podczas sprawdzianu. Sam proces przygotowania takiej ściągi wymaga od nas zrozumienia konkretnych zagadnień i zapisania ich w przejrzysty oraz skondensowany sposób.
Mimo dużego skupienia się na technikach pamięciowych, “Włam się do mózgu” przemyca kilka wartościowych metod, które rzeczywiście pomogą nam zrozumieć i nauczyć się czegoś nowego. Moim zdaniem warto zwrócić uwagę na wyżej wymienione metody i spojrzeć na nie przez pryzmat konstruktywistycznego modelu uczenia się, a nie tylko sprawdzonego sposobu na kodowanie nowych informacji.
Książkę mogę polecić przede wszystkim uczniom oraz studentom, ponieważ zawarte w niej strategie oraz metody na pewno skutecznie pomogą poradzić sobie z przeróżnymi sprawdzianami, czy egzaminami. Jeżeli chodzi o osoby, które mają już edukację za sobą, to uważam, że książka będzie pomocna wszędzie tam, gdzie potrzebujemy przyswoić sporą ilość informacji. Na przykład może to być nauka języków obcych, czy różnego rodzaju certyfikaty zawodowe.
Jeżeli chcielibyśmy nauczyć się praktycznej umiejętności, która wymaga od nas stosowania wiedzy w praktyce, to niestety w tej książce nie znajdziemy zbyt wiele informacji na ten temat. Nie jest to zarzut do “Włam się do mózgu”, ponieważ na jednej z pierwszych stron Radek dokładnie określił, że książka skupia się przede wszystkim na metodach kodowania (zapamiętywania) informacji. Niestety jest to niewystarczające, jeśli chcemy nauczyć się np. programować, rysować, warzyć piwo, montować filmy, czy gotować. Dlatego też napisałem ten artykuł, który jest moim skromnym dodatkiem do książki z perspektywy osoby uczącej innych praktycznych umiejętności.
Od dawna chodzi mi po głowie pomysł, żeby zebrać w jednym miejscu różne metody, które pomagają w samodzielnym uczeniu się nowych umiejętności. Zainspirowany książką Radka Kotarskiego być może w niedalekiej przyszłości zacznę opisywać różne praktyczne metody, które przetestowałem na sobie oraz innych ;)